Partia Pracy i Liberalni Demokraci mogliby wyciągnąć wnioski z tego, jak Farage „zawłaszcza nagłówki gazet”

To opowieść o dwóch ogłoszeniach i ważniejszych lekcjach, jakie z nich płyną na temat stanu naszej polityki.
Najpierw Liberalni Demokraci ogłosili swoje stanowisko, gdy zebrali się w Bournemouth na swojej dorocznej konferencji.
Niektórzy Liberalni Demokraci byli już rozgoryczeni faktem, że nie otrzymują wystarczającej liczby głosów, by sprostać sile swojego parlamentu, biorąc pod uwagę, że mają 72 posłów. Nie ma jednak żadnej stacji ani platformy, która umniejszałaby ich treści – warto przeanalizować, dlaczego ich praca nie dociera dalej i szerzej.
Głównym postulatem politycznym partii w ciągu nocy było umieszczenie ostrzeżeń zdrowotnych w aplikacjach mediów społecznościowych dla osób poniżej 18. roku życia. Powodem, dla którego nie przyciągnęło to dużej uwagi, jest to, że jest to w dużej mierze zgodne z panującym w głównym nurcie politycznym konsensusem.
Politycznie rzecz biorąc, było to bezpieczne posunięcie, delikatnie wiążące się z antytechnologicznym programem partii i szerzej antytrumpowskim, ale było to na tyle bezpieczne, że „The Times” poinformował dziś rano, że w tej samej dziedzinie wkrótce zostaną podjęte działania ministerialne.
Co być może ważniejsze, pomysł obowiązkowych ostrzeżeń w mediach społecznościowych, z których korzystają nastolatki, wydaje się błahy w dobie ogromnych wyzwań fiskalnych i migracyjnych. Konferencja partyjna to dla niej wielki moment, by przekonać opinię publiczną, że chodzi o coś więcej niż tylko popisy, i może stanowić spójną alternatywę: czy jej zapowiedzi są aż tak ważne?
Jeszcze bardziej przygnębiające dla aktywistów w Bournemouth jest to, że oświadczenie Liberalnych Demokratów przyćmiewa oświadczenie Nigela Farage'a dotyczące imigracji . Słusznie zyskuje ono coraz większy rozgłos – choć słusznie, wiele z nich koncentruje się na tym, czy ten najnowszy plan może się powieść, czy został przemyślany i czy jego szacunki kosztów są wiarygodne (prawdopodobnie nie).

Już samo pisanie tych słów wywoła negatywną reakcję ze strony tych części spektrum politycznego, którym nie podoba się skala przekazu, jaki może zgromadzić partia z pięcioma posłami. Ale tak jak Liberalni Demokraci mogą wyciągnąć wnioski z własnej porażki w walce o uwagę, tak Partia Pracy nie powinna zrobić nic więcej, niż zwrócić uwagę na to, dlaczego lider reform, pan Farage, znów zdominował dziś nagłówki gazet.
Reform UK proponuje dwie rzeczy: zniesienie prawa pobytu na czas nieokreślony (ILR) w znanej nam formie – czyli prawa do osiedlenia się w Wielkiej Brytanii z dostępem do świadczeń po pięciu latach pobytu. W ciągu 100 dni od objęcia urzędu, jak twierdzi Farage, osoby będą musiały ubiegać się o pięcioletnie wizy, kwalifikujące się tylko pod warunkiem spełnienia wyższego progu zarobków – bliższego 60 000 funtów, niż nieco ponad 40 000 funtów.
Pojawiają się pytania dotyczące praktycznego funkcjonowania tej polityki – niezwykle biurokratyczny i potencjalnie destabilizujący plan oceny starych roszczeń IRL wydaje się sprzeczny z ich planami redukcji wielkości państwa. Niektórzy konkurujący politycy kwestionują etyczny charakter ich najnowszej interwencji.
A Partia Pracy głośno mówi, że twierdzenie Reform, iż świadczenia w Wielkiej Brytanii będą ograniczone do obywateli Wielkiej Brytanii, przyniesie oszczędności rzędu setek miliardów, opiera się na badaniach think tanków, które zostały już wycofane. Ale to kwestia drugorzędna.
Najważniejszym osiągnięciem Reform UK było dziś zidentyfikowanie i głośne nagłośnienie kwestii, z którą Partia Pracy się zgadza, ale nie odważa się robić z niej wielkiego halo. Dzięki temu Reform UK po raz kolejny może określić warunki debaty w tak wrażliwej kwestii.
U podstaw polityki reformy Wielkiej Brytanii leży prosty zestaw danych: w wyniku ogromnego wzrostu migracji, zapoczątkowanego przez Borisa Johnsona i nadzorowanego przez premierów Liz Truss i Rishi Sunaka, liczba osób uprawnionych do stałego pobytu (Union Statement Leave to Remain), pięć lat po przyjeździe, wkrótce gwałtownie wzrośnie. Stawia to decydentów w obliczu głębokich i złożonych pytań.

Według rządu, w zeszłym roku 172 800 osób otrzymało bezterminowe zezwolenie na pobyt. Szacuje się, że od przyszłego roku około 270 000 migrantów – których rząd nie kwestionował dziś rano, kiedy sprawdzałem – będzie mogło ubiegać się o pobyt stały w Wielkiej Brytanii. Następnie, w 2027 roku, kwalifikuje się do niego 416 000 osób, a w 2028 roku – 628 000. To ogromne liczby.
I oto sedno sprawy. Podczas gdy Partia Pracy publicznie starała się podkreślać aspekty tego oświadczenia, które – jak twierdzi – „rozpadły się”, prywatnie przyznaje, że jest to problem i oni również przedstawią rozwiązania w tym obszarze – ale nie mogą jeszcze powiedzieć, jakie.
Partia Pracy zapowiedziała już wydłużenie okresu kwalifikacyjnego do uzyskania stałego pobytu z 5 do 10 lat, ale nie jest jasne, co stanie się z tymi, dla których czas już tyka – czyli tymi, którzy znajdą się w nadchodzącej fali. Więcej informacji na ten temat pojawi się wkrótce, ale to nieudolna polityka, a rząd spieszy się z udzieleniem odpowiedzi.
Przeczytaj więcej w Sky News Minister broni porozumienia w sprawie powrotu migrantów do Francji Liberalni Demokraci zapowiadają podatek od zysków nieoczekiwanych w bankach
Wygląda na to, że polityka utknęła w martwym punkcie. Pan Farage po raz kolejny poruszył kwestię, którą Partia Pracy prywatnie przyznaje, że jest problemem, ale jak dotąd nie ma na nią odpowiedzi. Nowa minister spraw wewnętrznych Shabana Mahmood wie, że musi pokazać, że potrafi szybciej i bardziej przebojowo działać niż jej poprzedniczka – jej rywalka była jednak w tej dziedzinie pierwsza.
Ale pan Farage również atakuje torysów, uderzając w nich, nazywając wzrost migracji po 2021 roku „falą Borisa”. Zrozumiałe jest, że sami torysi nie kwapią się z rozwodzeniem nad tym tematem. Starają się jednak utrudnić osobom, które przybyły po 2021 roku, uzyskanie stałego pobytu (ILR) i obiecali umożliwić ubieganie się o niego osobom pobierającym świadczenia. Chcą jednak postawić granicę w kwestii wstecznego ubiegania się o stałe pobyty (ILR), co może stać się jedną z głównych linii podziału w kolejnych wyborach. I nie krzyczą głośno o planie, który w istocie krytykuje politykę migracyjną poprzedniego rządu.
Pan Farage zaproponował głęboko kontrowersyjną politykę. Z perspektywy czasu, usunięcie osób, które uważały, że mogą mieszkać w Wielkiej Brytanii bezterminowo, stanowi istotną zmianę w umowie, jaką Wielka Brytania zawarła z migrantami, którzy już tu przebywali. Udało mu się jednak dziś rano wpędzić rywali w kłopoty.
Dwie największe partie sprawiają wrażenie, że wciąż nie mają pewności siebie w kwestii migracji. Dopóki tego nie zrobią, czy naprawdę mogą stawić czoła panu Farage'owi?
Sky News